Sprzedawca rozkręcany na śrubki
Nie sprzedaję. Kupuję. Ale nie jest mi obojętne: jak i od kogo. I gdy oceniam tego, od kogo kupuję, to ja mam rację, nie on. Dlaczego? Bo obowiązuje proste prawo wzajemności.
Gdy ktoś nie jest w stanie doczytać mojego „świetnego” artykułu do końca, to on ma rację. Nie ja. Mówię w telewizji, a widz przełącza kanał: wie, co robi. Ktoś ziewa nad książką, którą napisałem – wina leży po mojej stronie: marnuję jego czas. Więc – kupuję, oceniam, pozostaję przy swoich racjach. W ostatnich dniach zdarzyło się to trzykrotnie.
„Ta najlepsza” ze słuchawki
Telefon. Pada nazwisko, ale pospiesznie, przez zęby, nie zapamiętuję. Za to pani bardzo wyraźnie oświadcza, że mam szczęście, bo czeka na mnie odkurzacz. I niemal krzyczy w słuchawkę – za darmo! Wystarczy tylko przyjść na spotkanie, dobrze byłoby z żoną, a najlepiej z całą rodziną. Bo oni zapewne też, jak ja, chętnie obejrzą specjalny pokaz sprzętu gospodarstwa domowego „w technologii kosmicznej”. Próbuję się przebić z komunikatem, że mam już odkurzacz, ale szybko rezygnuję – przecież ta pani też musi zarobić na czynsz, prąd i gaz. Więc podążam z nią na tę kalwarię, jaką jest praca w telemarketingu.
Pani czyta z kartki. W porządku. Ale nie powinni jej dawać do wygłoszenia zdań wielokrotnie złożonych, bo kobieta nie odróżnia przecinka od kropki. W rezultacie brzmi jak lektor automatyczny albo megafon dworcowy. Treść kompletnie nieczytelna. Od połowy tekstu leci sprintem, bo jak tego naiwniaka utrzyma na linii przez trzy minuty, to złapie prowizję. W tych warunkach o „uśmiechu przez słuchawkę” nie ma mowy. Pani dobrnęła do ostatniego zdania i – widocznie napisali je wielkimi literami – bo krzyczy: „Czy będzie pan obecny?!”. Odpowiadam głosem zbolałym, że będzie obecna tylko moja rodzina i znajomi, ja niestety nie, ponieważ mam raka trzustki i właśnie zabierają mnie na operację ostatniej szansy. Pani to wystarczy, jest wyraźnie zadowolona i życzy mi „Miłego dnia”.
Pół dnia później telefonuje inna pani z pytaniem o tę poprzednią panią, konkretnie – jaką notę wystawiłbym tamtej pani za rozmowę. Rozpływam się w zachwytach i komplementach. Gdyby to było możliwe dałbym szóstkę, siódemkę! „Tak, to nasza najzdolniejsza pracownica” – słyszę z drugiej strony. Brzmi w tym duma i satysfakcja.
Wykorzystałeś swój limit bezpłatnych treści
Pozostałe 63% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników portalu. Zaloguj się, wybierz plan abonamentowy albo kup dostęp do artykułu/dokumentu.