Rynek pracownika czy... dobrego pracodawcy?
- Dlaczego sroka nie zrozumie menedżera?
- Dlaczego tzw. rynek pracownika stanowi idealne alibi dla HR-owego niedbalstwa?
- Jak zaprojektować skuteczny proces rekrutacji, który zapełni wakujące stanowiska i wesprze wizerunkowo pracodawcę?
Rekrutacja jest kosztochłonna, czasochłonna i zazwyczaj nieskuteczna. Kandydaci są krnąbrni, nie przychodzą na rozmowy i mają wygórowane oczekiwania. Dotyczy to szczególnie najmłodszych pracowników, którzy dopiero skończyli studia, a już chcą lukratywnych stanowisk i niebotycznego wynagrodzenia – często słyszę takie opinie od menedżerów, właścicieli firm oraz pracowników HR.
Rzeczywiście spadek bezrobocia, otwarte granice i szeroki wybór możliwości zawodowych powodują, że ławka kandydatów jest coraz krótsza. W szczególności dotyczy to specjalistów i zasobnych menedżerów. To właśnie ich brakuje na rynku pracy. Nazwanie jednak tego stanu rynkiem pracownika jest w dużej mierze nadużyciem. Według mnie żyjemy na rynku dobrego pracodawcy i kiedy zadba się kompleksowo o proces rekrutacji, a później wdrożenie kandydata do organizacji, to ograniczona liczba zasobów ludzkich nie stanowi przeszkody w rozwoju.
Co zatem stanowi zagrożenie? Przede wszystkim są to niefrasobliwość i patrzenie krótkookresowe. Po 2010 r. w polskich firmach bardzo zmniejszono działy HR. Obowiązki rekrutacji, a później wdrażania, mentoringu, szkoleń i coachingu przeniesiono na menedżerów niższego i średniego szczebla, którym niestety brakowało i brakuje wiedzy oraz doświadczenia w tym zakresie, stąd błędy rekrutacyjne, rozczarowani kandydaci, negatywny marketing szeptany w sieci i summa summarum: ogromne koszty i mizerne rezultaty.
Wykorzystałeś swój limit bezpłatnych treści
Pozostałe 86% artykułu dostępne jest dla zalogowanych użytkowników portalu. Zaloguj się, wybierz plan abonamentowy albo kup dostęp do artykułu/dokumentu.